Nr ISSN 2082-7431
Polska Podziemna
Akcja "Bürkl".


Akcja "Bürkl".

Autor: Mateusz Maroński.

Pierwszą akcją bojową, utworzonej w sierpniu 1943 roku Kompanii "Agat" (skrót od Anty-gestapo) miała być likwidacja SS-Oberscharführera Franza Bürkla. Rozkaz likwidacji Bürkla w ramach Akcji "Główki" wydał dowódcy kompanii "Agat", kpt. Adamowi Borysowi "Pługowi" dowódca Kedywu płk August Emil Fieldorf ps. "Nil". Na swoje miejsce na liście funkcjonariuszy niemieckich przeznaczonych do likwidacji Bürkl zasłużył niewyobrażalną (nawet jak na Niemców) brutalnością.
SS-Oberscharführer Franz Bürkl dołączył do niemieckiej załogi Pawiaka 22 września 1941 roku. Szybko na zewnątrz więziennych murów zaczęły wypływać opisy jego zbrodni. SS-man lubował się w mordowaniu i nie potrzebował ku temu żadnych konkretnych powodów.
Strzelał do więźniów poruszających się po korytarzach, znajdujących się w celach, a nawet wykonujących swoje obowiązki w kancelarii. Wieszał więźniów w celach, strzelał z okien Pawiaka do znajdujących się na ulicach Żydów (Pawiak znajdował się w środku Getta), a raz nawet (jak podaje P. Stachiewicz) wyszedł za mury więzienia, zaczepił trzech Polaków (przebywających na ul. Dzielnej służbowo z polecenia administracji niemieckiej), odebrał i spalił ich dokumenty, po czym całą trójkę zastrzelił w bramie pobliskiej kamienicy.
Kiedy nie zabijał więźniów, stosował nie tylko "typową" przemoc fizyczną, ale do znęcania się nad swoimi ofiarami używał również swojego wilczura "Kastora", z którym nie rozstawał się na krok.



Chorąży Aleksander Kunicki "Rayski". Szef komórki wywiadowczej "Agatu".
Źródło zdjęcia: Internet. Domena publiczna.

Od momentu pojawienia się Bürkla na Pawiaku z więzienia zaczęły napływać rozpaczliwe błagania o "zajęcie się" nim. Latem 1943 roku prośby te miały zostać wysłuchane.
Rozpracowanie Bürkla "Pług" powierzył szefowi komórki wywiadowczej "Agatu" chor. Aleksandrowi Kunickiemu "Rayskiemu". "Rayski" był doświadczonym wywiadowcą, który tą samą funkcję pełnił w rozbitym kilka miesięcy wcześniej oddziale "KOSA-30". Niestety przystępując do wykonania poleconego zadania znał on tylko imię, nazwisko i stopień kata a także wiedział, że zawsze towarzyszy mu wilczur.
Początkowo "Rayski" próbował wykorzystać jedną ze swoich współpracownic Ewę Płoską "Ewę", której siostra i matka znajdowały się na Pawiaku, jednak tą drogą nie udało się zdobyć zdjęcia lub choćby rysopisu SS-mana.
Wiedziony intuicją (a może doświadczeniem) "Rayski" rozpoczął obserwację bram getta spacerując od tej na ulicy Nalewki (dziś Obrońców Getta) do tej u zbiegu Karmelickiej i Leszno (dziś al. Solidarności). Pewnego dnia około godziny 13.00 jego uwagę przykuła tzw. "buda", wioząca na pace nie więźniów, ale ss-manów, jadąca ulicą Leszno od Bielańskiej i skręcająca w bramę getta na ulicy Karmelickiej (prosto na Pawiak).
"Rayski" doszedł do słusznego wniosku, że musiała być to codzienna zmiana załogi więzienia. Ponieważ nie sposób było obserwować wyładunku żołnierzy, Kunicki postanowił wyśledzić skąd samochód z załogą Pawiaka wyrusza. Każdego dnia przesuwając punkt obserwacyjny coraz dalej od murów getta wzdłuż trasy przejazdu budy, udało mu się ustalić, że załoga więzienia wyrusza codziennie o 12:45 z dziedzińca niesławnej siedziby gestapo w Al. Szucha 25. Był to pierwszy, choć tylko połowiczny sukces.

O ile "Rayski" wiedział już o której godzinie i skąd wyrusza załoga Pawiaka, to nie miał jak ustalić czy akurat ta "budą" porusza się także rozpracowywany Bürkl. Ponieważ ss-mani wsiadali do samochodu na dziedzińcu siedziby gestapo nie sposób było to zaobserwować. Wyczekiwanie na Niemca z wilczurem pod samą siedzibą gestapo przed jego odjazdem na Pawiak też nie wchodziło w grę, gdyż mógł on pojawiać się na Szucha na chwilę przed odjazdem, lub przychodzić kilka godzin wcześniej w celu załatwienia innych spraw służbowych.
"Rayski" postanowił zatem wrócić na początek trasy "budy", żeby ustalić o której godzinie odwozi ona zmienianą załogę. Ponownie doszedł on do logicznego wniosku, że o ile Bürkl na Szucha mógł przychodzić dużo wcześniej, to po skończonej służbie, nawet ktoś kto tak jak on czerpie przyjemność ze swojej pracy, będzie się kierował prosto na odpoczynek do miejsca zamieszkania.
Nie pomylił się. Pierwszego dnia, stojąc na ulicy Bielańskiej zauważył rzeczoną "budę" wracającą z Pawiaka około godziny 13:30. Następnego dnia "przesunął" się na skrzyżowanie al. Szucha i Ujazdowskich i ponownie zobaczył ciężarówkę z ss-manami, wjeżdżającą do siedziby Gestapo. W tym momencie ruszył w głąb al. Szucha i zgodnie z przewidywaniami chwilę później ujrzał grupę ss-manów wychodzącą na ulicę. Niestety w grupie tej, żaden Niemiec nie prowadził psa.



Mapa przedstawiająca miejsce akcji i okolice. Ulice: Polna, Marszałkowska, Litewska i Al. Szucha.
Źródło zdjęcia: Domena publiczna.

Nie zrażony tym "Rayski" powtórzył obserwację następnego dnia o tej samej godzinie i tym razem, wśród opuszczających gestapo znajdował się mężczyzna w stopniu oberscharführera w towarzystwie wilczura, który skierował się w kierunku pl. Unii Lubelskiej. "Rayski" podążał za nim do momentu kiedy obserwowany skręcił w ul. Litewską.
Pójście za nim wiązało się ze sporym ryzykiem, bowiem Kunicki mógł sam być obserwowany, lub mógł zostać spostrzeżony przez śledzonego Niemca. Ul. Litewska łączy jednak al. Szucha z ul. Marszałkowską, wystarczyło zatem odczekać 48 godzin (po 24 godzinnej zmianie na Pawiaku, następował 24 godzinny odpoczynek), i wyglądać ss-mana na rogu Marszałkowskiej i Litewskiej.
Jeśli się nie pojawi, oznacza to, że mieszka gdzieś na ulicy Litewskiej, jeśli się pojawi należy obserwować jego dalszą trasę. Intuicja ponownie nie zawiodła "Rayskiego". Po 48 godzinach Niemiec z wilczurem wyłonił się z ulicy Litewskiej, przeciął ul. Marszałkowską i udał się dalej ul. Oleandrów, by na jej końcu wejść do kamienicy mieszczącej się na rogu ul. Polnej i Oleandrów pod adresem ul. Polna 22.
W tym momencie "Rayski" nie mógł mieć nadal pewności, że człowiek którego obserwuje to faktycznie "Bürkl". Aby mieć pewność zdecydował się wykorzystać dwie drogi. W pierwszej kolejności postanowił dotrzeć do osoby, której udało się wyjść żywym z Pawiaka. Dzięki pomocy znanych mu wcześniej państwa Różalskich otrzymał on kontakt do zaufanej rodziny państwa Ustrabonowiczów, których syn Bogusław niedawno opuścił mury Pawiaka, musiał więc znać Bürkla z widzenia.

Kunicki spotkał się z Bogusławem Ustrabonowiczem około 20 sierpnia 1943 roku i wciągnął go do komórki wywiadu kompanii Agat. Nowy żołnierz przyjął pseudonim "Żar". Wkrótce "Żar" potwierdził, że obserwowany Niemiec to faktycznie Bürkl. Mimo tego, "Rayski" sięgnął po drugi sposób potwierdzenia tożsamości obserwowanego Niemca. Postanowił uruchomić swojego zaufanego współpracownika Ludwika Żurka "Żaka", który pracował w Polskiej Policji Kryminalnej pod niemiecką kuratelą.
Z racji pełnionych obowiązków "Żak" miał dostęp do niemieckich ksiąg meldunkowych, mógł więc sprawdzić czy Bürkl faktycznie mieszka przy ul. Polnej 22. Logicznie nasuwa się pytanie: dlaczego "Rayski" nie rozpoczął poszukiwania Bürkla właśnie od tego? Odpowiedź jest prosta. Gdyby "Żak" zaczął wypytywać o miejsce zamieszkania Bürkla, a ten kilka dni później zostałby zabity, fakty szybko zostałyby powiązane i "Żak" w najlepszym razie zostałby "spalony", a w najgorszym aresztowany, poddany torturom i zamordowany.
Inaczej sytuacja wygląda, kiedy "Żak" pełniąc obowiązki służbowe sprawdza listę mieszkańców konkretnej kamienicy, na której znajduje się kilkadziesiąt nazwisk. Wracając jednak do meritum, sprawdzenie drugim kanałem, przynosi potwierdzenie tożsamości obserwowanego. Teraz należało ustalić harmonogram dnia "kata z Pawiaka".
Zadanie to zlecił "Rayski" wspomnianym wcześniej "Ewie" i "Żarowi". Kilkudniowa obserwacja wykazała, że Bürkl opuszcza swoje mieszkanie w dniach, kiedy ma służbę (co drugi dzień) około godziny 10. Wraz ze swoim wilczurem udaje się ulicą Oleandrów, przecina Marszałkowską, dalej Litewską, po czym skręca w Szucha wprost do siedziby gestapo.

Z końcem sierpnia chor. "Rayski" przekazał wyniki rozpoznania kpt. "Pługowi". Teraz przyszedł czas na planowanie i wykonanie wyroku.
Zaplanowanie i przeprowadzenie akcji kpt. Borys powierzył I plutonowi, dowodzonemu przez st. strz. Jerzego Zborowskiego "Jeremiego". Ten rozpoczął planowanie akcji od wprowadzenia kolejnych trzech wywiadowców: Władysława Reflinga "Kruka", Zdzisława Buczyńskiego "Setę" i Mariana Buczyńskiego "Zapiewajło". Ich zadaniem było rozpoznanie trasy po której poruszał się Bürkl pod kątem niemieckich stanowisk ogniowych i innych potencjalnych zagrożeń dla przyszłego zespołu wykonawców.
Po kilku dniach "Jeremi" przedstawił plan przyszłej akcji swojemu dowódcy "Pługowi". Ów plan zakładał likwidację Bürkla u wylotu ul. Litewskiej na ul. Marszałkowską w momencie kiedy ten zmierzałby do pracy. Lokalizacja daleka była od idealnej, bowiem na rogu tych ulic znajdował się niemiecki szpital, w pobliżu znajdowała się pełna Niemców al. Szucha, samą ul. Marszałkowską często kursowały niemieckie ciężarówki i tramwaje, którymi również podróżowali Niemcy.
Prawdopodobnie uznano jednak, że ul. Szucha była zbyt mocno obsadzona niemieckimi żołnierzami i policjantami, zaś ul. Litewską można było łatwo zablokować z obu stron, uniemożliwiając odskok po akcji.
Wykonanie zaś wyroku na skrzyżowaniu ulic Oleandrów, Litewskiej i Marszałkowskiej dawało liczne drogi ucieczki ulicami: Marszałkowską, do Placu Zbawiciela, czy Oleandrów lub Piłsudskiego do Polnej i dalej w kierunku Śródmieścia. Liczono ponadto na zaskoczenie Niemców, niespodziewających się ataku pośrodku rejonu zamieszkanego większości tylko przez nich.

Według planu "Jeremiego" udział w akcji wziąć miało 6 osób w bezpośrednim otoczeniu plus 2 w trakcie odskoku:

- Bogusław Ustrabonowicz "Żar" - miał rozpoznać i przekazać "Jeremiemu" Bürkla, po czym oddalić się w stronę placu Zbawiciela;
- Jerzy Zborowski "Jeremi" - dowódca i I wykonawca wyroku;
- Bronisław Pietraszewicz "Lot" - II wykonawca;
- Henryk Migdalski "Kędzior" - ubezpieczenie;
- Eugeniusz Schielberg "Dietrich" - ubezpieczenie;
- NN - kierowca samochodu BMW, którym planowano odskok w rejon ul. Emilii Plater/Wspólnej;

Ponadto na rogu ulic Emilii Plater i Wspólnej oczekiwać mieli:

- Zbigniew Dworak "dr Maks" - lekarz oddziału, który miał opatrzyć rannych;
- Józef Nowocień "Konrad" - "wypożyczony" z Batalionu "Zośka" kierowca samochodu Opel Olimpia, który miał posłużyć do dalszego odskoku i ewakuacji rannych na wypadek gdyby BMW nie nadawało się do dalszej jazdy.

Uczestnicy akcji. Od lewej: Jerzy Zborowski "Jeremi", Bronisław Pietraszewicz "Lot" i Eugeniusz Schielberg "Dietrich".
Źródło zdjęć: Domena publiczna.

Pierwsze "wystawienie" Akcji miało miejsce 5 września 1943 roku, jednak z nieznanych powodów Niemiec nie pojawił się na ulicy. Następny termin ustalono na 7 września. Około godziny 9:20 na miejscu są już wszyscy za wyjątkiem BMW, który posłużyć miał do odskoku. W tej sytuacji "Jeremi" decyduje się udać na ul. Emilii Plater, gdzie na rogu ze Wspólną czeka "Konrad" w zapasowym samochodzie.
Odległość wynoszącą 1,5 km udaje mu się pokonać na tyle szybko, że razem z "Konradem" wraca jeszcze przed pojawieniem się "Pana B.". "Jeremi" razem z "Żarem" zajęli pozycje na rogu ulic Oleandrów i Marszałkowskiej. "Lot" ustawił się na rogu ulic Litewskiej i Marszałkowskiej w pobliżu zaparkowanego Opla, kierowanego przez "Konrada".
Po wschodniej stronie ul. Marszałkowskiej w jednej z bram w pobliżu skrzyżowania z Litewską miejsce zajął "Kędzior" z zadaniem osłony akcji od strony pl. Unii Lubelskiej. Po zachodniej stronie Marszałkowskiej między ulicami Oleandrów i Piłsudskiego (dziś Trasa Łazienkowska) oczekiwał "Dietrich" z zadaniem osłony od Placu Zbawiciela, który swojego stena trzymał w ... futerale na skrzypce.

Dobiegała godzina 10:00, o której spodziewano się Bürkla, kiedy w pobliżu ulicy Piłsudskiego zatrzymały się dwa niemieckie motocykle z 6 żołnierzami, natomiast od strony pl. Unii Lubelskiej zbliżały się dwa tramwaje, których przedziały "Nur für Deutsche" pełne były niemieckich żołnierzy.
Ponadto na samym przystanku tramwajowym oczekiwała grupa żołnierzy w mundurach koloru feldgrau. W takich okolicznościach o 9:58 z budynku przy Polnej 22, wychodzi Bürkl. Jednak jakby problemów było mało, to nie towarzyszy mu jego wilczur, a kobieta która prowadzi przed sobą wózek dziecięcy.
"Żar" identyfikuje Bürkla, po czym zgodnie z planem oddala się w stronę pl. Zbawiciela. "Jeremi" staje przed dylematem, czy przeprowadzać akcję w niesprzyjających warunkach? Każda próba wylegitymowania, lub rewizji polskich żołnierzy musi się skończyć bezładną strzelaniną, zatem postanawia wykorzystać element zaskoczenia i wydać walkę na własnych warunkach.
Przepuszcza Bürkla przed siebie i zaraz za nim przechodzi przez ulicę Marszałkowską. Jest to znak dla "Lota" do rozpoczęcia akcji. Kiedy ss-man wchodzi w ulicę Litewską od tyłu strzela do niego "Jeremi". Swoje dokłada także "Lot". Niemiec pada na bruk. W tym czasie obecni na Marszałkowskiej Niemcy otwierają ogień, sami nie widząc do kogo mają strzelać.
Ci na przystanku zostają ostrzelani przez "Kędziora", który wyłonił się z bramy, natomiast Ci którzy chowali się za i wewnątrz tramwaju zostają ostrzelani przez "Dietricha", którego jako "skrzypka" nie postrzegali jako zagrożenie.



Miejsce akcji, róg Marszałkowskiej i Litewskiej podczas okupacji.
Źródło zdjęcia: Domena publiczna.

"Jeremi" ostrzeliwuje patrol motocyklowy, który schował się za narożnikiem kamienicy na rogu z Piłsudskiego. W tym czasie "Lot" dokonuje rewizji zastrzelonego w poszukiwaniu dokumentu tożsamości (było to wymagane potwierdzenie wykonania wyroku przedstawiane KG AK), będąc jednocześnie atakowanym przez żonę zlikwidowanego sadysty. Kiedy udaje mu się wydobyć portfel zabitego, "Jeremi" daje rozkaz do odwrotu.
Wszyscy AK-owcy zajmują miejsca w samochodzie który rusza Marszałkowską. "Jeremi" przez tylnie okno wyrzuca kolce, które mają uniemożliwić przeciwnikowi pościg. Samochód skręca w ul. Piłsudskiego i w tym miejscu następuje silny ostrzał od patrolu motocyklowego. Na szczęście uszczerbku doznaje tylko samochód, bowiem żaden z uczestników akcji nie zostaje nawet draśnięty.
Odskok następuje dalej Polną, Noakowskiego, Emilii Plater do Wspólnej. "Jeremi" informuje oczekującego tu "dr. Maksa", że nie ma rannych, uczestnikom poleca pozostawić broń w samochodzie, który udaje się do warsztatu batalionu "Zośka" na ulicę Czerniakowską. "Jeremi", "Lot", "Kędzior" i "Dietrich" udają się na ulicę Mokotowską, gdzie następuje odprawa z kpt. "Pługiem".

Cała akcja w rejonie skrzyżowania Marszałkowska, Oleandrów, Litewska trwała 90 sekund. W tym czasie oprócz Bürkla zabito 5-7 Niemców i raniono kolejnych. Żołnierze "Agatu" wycofali się bez strat jedynie z postrzelanym samochodem. W odwecie Niemcy wkrótce rozstrzelali 30 więźniów Pawiaka, jednak na niemiecką załogę więzienia padł strach, że każdy z nich może być następny. Samym więźniom (do których rzecz jasna dotarła informacja o likwidacji Bürkla), akcja ta dała jednak poczucie, że tam na zewnątrz murów ktoś o nich pamięta.

Koniec.


Bibliografia:

Aleksander Kunicki "Rayski": Cichy Front, Warszawa-Kraków 2015.
Tomasz Strzembosz: Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1983.
Piotr Stachiewicz: Parasol, Warszawa 1991.






powrót.


copyright 2020, Mateusz Maroński
Design by Scypion